Przejdź do artykułu
2014-02-18 | Łańcuch dostaw

No risk, no fun

The Fresh Connection – Open Competition to warsztaty i międzynarodowe zawody w zarządzaniu łańcuchem dostaw. O tym co czeka uczestników tego wyjątkowego i unikatowego wydarzenia opowiada Zbigniew Sobkiewicz, CPIM Master Instructor, Consulting Director w firmie MPM Productivity Management.
No risk, no fun.
 
Godzina 8.00. Cały zespół czeka już w sali. Przed każdym kawa, twarze skupione. W końcu to gra, w której pokazujemy się na tle całego świata. Już wiedzą, że wyzwanie nie będzie proste. To nie jest typowa gra biznesowa, w której można szybko poznać kilka reguł i wygrana (a przynajmniej nienajgorszy wynik) jest w kieszeni. Przed nimi otwiera się bodajże najbardziej wyrafinowany symulator łańcucha dostaw jaki obecnie istnieje na świecie - The Fresh Connection. Początek – Bogusz, podobnie jak dzień wcześniej Konrad, demonstruje grę. Sam pokaz to nie są jedynie slajdy – trener loguje się do symulatora i uczestnicy poznają środowisko swej próby. Ba, mogą zasmakować podejmowania decyzji.
 
Firma w sumie prosta – kilka produktów, paru klientów, niewielu dostawców. Produkcja to też nie jest budowa rakiet. Cel trochę wymagający i trochę – dla wielu – odległy: poprawić zapasy, zmniejszyć koszty czy podnieść obsługę klienta. To nie jest ćwiczenie z utrwalania wąskiego, działowego spojrzenia. Tu celem jest zwrot z inwestycji – Return of Investments. Ulubiona miara wszystkich holenderskich firm jakie spotkałem. Sprytna, bo w niej jednocześnie trzeba myśleć o przychodach, kosztach jak i inwestycjach. Te ostatnie to między innymi zapasy, ale nie tylko (tu zamilknę, by nie popsuć odkrywania źródeł przewagi przyszłym uczestnikom warsztatów). Pora na decyzje – co obiecamy klientom? Chętnie płacą za duże obietnice i jeszcze chętniej karzą za ich nie dotrzymywanie. Uczestnicy podejmują decyzje. Coś tu nie gra – to przecież prezenter mówi, a słuchacze słuchają. Prezenter jednak działa inaczej – tu się pyta, a uczestnicy (bo już nie tylko słuchacze) podejmują decyzje. Jeszcze kilka pytań z zakupów, produkcji, zarządzania zapasami. I wreszcie: “I jak sądzicie, po Waszych decyzjach wynik się poprawi czy nie?”. Optymizm pełną gębą. Bogusz uruchamia symulację. Mija minuta i już widać. Upsss, poszło inaczej. Dlaczego? Ach te powiązania. Jeśli obiecujesz wyższą dostępność produktów (prezes ds sprzedaży), to może nie warto zwalniać pracowników w magazynie (prezes ds operacji)? Kilka decyzji i już mnogość powiązań. I jeszcze trzeba pamiętać o wpływie na finanse. Przerwa.
 
Po chwili zaczyna się na serio. Uczestnicy dostają swoje loginy, dzielą się rolami. TFC jest w ich rękach. Trener milknie i krąży między zespołami. Ma odpowiadać tylko, gdy padają konkretne pytania. Aż dziwne jakie to trudne – przecież wiemy co uczestnicy oglądają i odkrywają. Aż się prosi by podpowiedzieć. Jednak rzecz nie w tym by wyciągnąć ich za uszy. Nie za to płacą ich firmy, ani nie to będą wspominać po latach. Mają sami dochodzić, sami odkrywać. Naturalna potrzeba, a i symulacja to miejsce do bezpiecznego ryzykowania. Więc my, trenerzy milczymy. Najpierw pytania są techniczne – gdzie co znaleźć?, jak zapisać? Po chwili uczestnicy widzą mnogość raportów – nawet można zrzucić dane do excela i je tam analizować. Robią to! “Tu na wszystko jest raport!” woła jeden z uczestników – “zupełnie jak w mojej firmie!”.
 
Zachęcamy do trzymania się fundamentalnego prawa zarządzania – staraj się przewidzieć skutki. O to się mogą pytać.
 
Pierwsze jest przewidywalne:
- "Jak uzyskać dobry ROI?". Wszyscy się śmieją i wyczekują - co też zrobi trener?
- "To proste - trzeba podjąć dobre decyzje". Znów śmiech. "Jakie pytanie, taka odpowiedź. Pytajcie się o konkrety, które wam pomogą podjąć właściwe decyzje. A może chcecie poznać receptę na sukces?".
 
Pytanie retoryczne? Niekoniecznie, początek symulacji jest często podobny: szaleństwo w oczach, parcie na klawiaturę. Każdy w końcu wie, jak zarządzać firmą. Gdyby tylko mógł być prezesem i ustalić politykę, to Jobs by się zawstydził w zaświatach. Cóż, tu stają się prezesami i mogą podejmować decyzje. Czasem potrzeba rundy lub dwóch by zobaczyć świat z innej strony. Zobaczyć, że tak łatwo to tam nie jest. W Open Competition nastawienie jest trochę inne (liczyłem na to) - tu oddech światowej konkurencji, choć nie widoczny jest odczuwalny. "Nie możemy dać plamy!" - to cel minimum, a plaże Dubaju i kurs na MIT (Massachusetts Institute of Technology - w Stanach, i to nie korespondencyjny) to wizja. Motywacja jest silna. "Chcemy recepty!". Nie jest to jakaś szczególnie wyrafinowana wiedza, tu jest potrzebna dyscyplina, ostrożność i odwaga.
 
Dyscyplina by trzymać się procedury – analizować, przewidywać, wyłapywać konflikty i co najważniejsze – koncentrować się. Ostrożność, bo tu nie ma miejsca na "czelendżowanie", "stawianie nierealnych wymagań". Tu trzeba poskromić swą chęć (w zawodach zresztą bardzo silną), by już w pierwszej rundzie wygrać, uzyskać wymagany, pozytywny ROI. Nie, dziel drogę na kawałki, “spiesz się powoli” jak mawiał Oktawian August budując Cesarstwo Rzymskie.
 
Odwaga – bo decyzje muszą być realne, ale i posuwające do przodu i to szybciej niż konkurencje. Potrzebna tu jest pokorna arogancja. I potrzeba pracy zespołowej. Raz: każdy musi zajrzeć w swoje podwórko, poznać co może zrobić i jakie to może dać skutki. Dwa: uzgodnić wpływ na innych i trzy: trzymać się priorytetów. Celem nie jest być “benchmarkiem” dla innych, celem jest ROI. A miej najgorsze zapasy, koszty czegoś tam, czy wydajność innegoś. Masz zarabiać.

Jest 18ta. Kończymy walkę. Udało się - trzymali się (mniej więcej) procedury i wypracowali sukces. W następnym kroku będą walczyć o Dubaj. Tyle godzin i cały czas widać zaangażowanie. Jeszcze napięcie trzyma.
 
- "Tu właściwie jest wszystko czego uczycie na szkoleniach" - mówi jeden z uczestników, leciutko się czerwieniąc na myśl o tym, że mógł przed warsztatem przypomnieć sobie ciut więcej (kłamię: nie czerwienił się, tylko mówił to wprost).

- "Podsumowujemy: jako zespół graliście bardzo dobrze, umieliście się koncentrować i nawet zdarzało się wam przewidywać zagrożenia. Trochę działaliście zbyt ostrożnie - to przyzwyczajenie z waszej codziennej pracy, gdzie metodą drobnych kroków walczycie z mudą."
Tu musicie zobaczyć świat także z perspektywy sprzedaży i finansów - no i nie ma się czego tu bać, najwyżej położycie SYMULOWANĄ firmę. Ważne by się uczyć, powtórzcie sobie wiedzę ze szkoleń, zwłaszcza o zarządzaniu popytem, zapasami i zdolnościami. Ale najważniejsze to twardo trzymać się procedury - zwycięża ten kto się koncentruje!
 
Światła gasną, wszyscy jadą do domów. Dubaj już bliżej, a może i MIT (i światowy rozgłos - "the winner is … XYZ team from Poland!"). Ale z własnego doświadczenia wiem, że symulacja ta może zmienić sposób codziennej pracy - pozwala doświadczyć czym jest skupienie się na celu całej firmy, czym jest praca zespołowa i przywództwo, jak wiedza APICSa naprawdę pracuje. U mnie zamieniło się to na inny styl pracy, efektywniejszy. Spróbujesz i Ty?
 
Zbigniew Sobkiewicz, CPIM Master Instructor, Consulting Director, MPM Productivity Management Sp. z o.o.
REKLAMA

Zapisz się do naszego newslettera

Nasze czasopisma

top logistyk 2020
mid 20202
Logo KAIZEN rgb
 

Aktualności

Biblioteka Tekstów