„Wzajemna przyjaźń i zaufanie podstawą prawidłowego funkcjonowania podstawowej komórki społecznej - rodziny” – takie hasło rozbrzmiewało w innym filmie – kultowym „Misiu” Stanisława Barei, na (nomen omen) terminalu międzynarodowym lotniska Okęcie. Projektantom terminala w Świecku slogan ten musiał zapaść głęboko w pamięć, gdyż właśnie na wierze i zaufaniu postanowili oprzeć mechanizm sprowadzania ciężarówek z granicy do odległego o około 5 kilometrów obiektu, gdzie dokonywano odpraw celnych. Odległość tę samochody pokonywały początkowo bez żadnego nadzoru, nic więc dziwnego, że niektórzy, odpowiednio zmotywowani kierowcy, omijali terminal szerokim łukiem, wwożąc na terytorium Polski kontrabandę wartą miliony złotych. Jak później podliczono, do czasu wprowadzenia jako takiej kontroli na „drodze celnej” łączącej przejście graniczne z terminalem, z owej swoistej „procedury uproszczonej” skorzystało ponad 3 tysiące ciężarówek.
Terminal tu, terminal tam
Po zbudowaniu terminala na zachodnim krańcu polskiego odcinka międzynarodowej trasy E30, już choćby same względy symetrii wymagały, aby podobny obiekt pojawił się na jej wschodnim końcu, na granicy z Białorusią. Zapyziałe przejście graniczne w Kukurykach miało zostać połączone z nowym terminalem w Koroszczynie drogą celną o podobnej długości, jak niesławna droga na drugim końcu kraju, tj. około 5 km. W odróżnieniu od drogi celnej na granicy zachodniej, ta w Koroszczynie została jednak od razu zaplanowana w sposób uniemożliwiający znikanie ciężarówek pomiędzy przejściem a obiektem. Zupełnie zrezygnować z eksperymentów było jednak jakoś niezręcznie, postanowiono zatem (częściowo) sprywatyzować nowo budowane przejście graniczne. Nowy terminal miał zatem składać się z 2 niezależnych części: budżetowej, sfinansowanej, jak sama nazwa wskazuje, z budżetu państwa oraz komercyjnej, w którą zainwestował prywatny podmiot: założone w 1993 r. specjalnie w tym celu Polskie Konsorcjum Gospodarcze, stworzone przez szereg firm (m.in. BPH, Elektrim, Exbud, Kopex, ConsEco, Mostostal Warszawa, Stalexport). W części budżetowej, oprócz pomieszczeń dla polskich służb granicznych, przewidziano optymistycznie także pomieszczenia dla służb białoruskich, do których jednak, pomimo upływu 21 lat, nie zdążyły się one jeszcze przeprowadzić. W części komercyjnej, oprócz biur przeznaczonych dla agencji celnych, pojawiły się sklepy oraz gastronomia, ale nie zapomniano również o potrzebach duchowych funkcjonariuszy, agentów celnych i kierowców, gdyż w obiekcie znalazła się także kaplica ekumeniczna pod wezwaniem (kogóż by innego?) Świętego Mateusza, patrona celników.
Dwadzieścia lat minęło…
Terminal w Świecku obchodził niedawno 25-lecie swojego istnienia. Po czasach świetności, które przypadły na lata 1995-2004, pozostały jedynie wspomnienia i dziś terminal jest przede wszystkim ogromnym parkingiem dla samochodów ciężarowych. Nadal jednak funkcjonują tu 2 urzędy celne: polski Oddział Celny w Świecku, działający w strukturze Lubuskiego Urzędu Celno-Skarbowego oraz niemiecki Zollamt Frankfurt (Oder) – Autobahn (jest to chyba jedyny w Polsce przypadek, kiedy na terytorium naszego kraju funkcjonuje urząd celny innego kraju członkowskiego Unii). Oba urzędy celne pracują całodobowo przez 7 dni w tygodniu, co czyni je idealnym miejscem dla dokonywania odpraw celnych na trasie pomiędzy Wschodem a krajami zachodniej Europy, szczególnie w kontekście Brexitu. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że wieloletni spór pomiędzy Starostą Słubickim a Wojewodą Lubuskim, o to, do kogo właściwie należy ten obiekt, nie doprowadzi ostatecznie do przepędzenia z terminala najemców, z oboma urzędami celnymi na czele, w momencie, kiedy ma on szansę otrzymać drugie życie.