Przemysł w tym roku nabrał takiego rozpędu, jakiego nie pamiętają najstarsi górale. W październiku padł kolejny rekord. Firmy zgłaszają coraz większe wykorzystanie mocy produkcyjnych i poważne problemy z zatrudnieniem. Niedługo gospodarka może już nie mieć jak i z czego rosnąć.
Padł kolejny rekord w polskim przemyśle. Nie dość, że na trzech nowych pracowników produkcji w Europie - dwie osoby zatrudniano w Polsce, to weszliśmy jeszcze na inne szczyty, dotychczas niezdobyte.
Poziom wykorzystania mocy produkcyjnych w przemyśle doszedł w październiku do aż 81,4 proc. - podał GUS. To najwyżej w historii. Rekordy efektywności biją przy tym największe firmy, tj. zatrudniające powyżej 250 pracowników - wykorzystanie mocy produkcyjnych jest tam obecnie na niebotycznym poziomie 84,4 proc.
Dla zobrazowania co to oznacza - przedtem wynik powyżej 80 proc. udało się w polskim przemyśle osiągnąć tylko dwa razy, odkąd takie dane zbiera GUS, czyli od 2002 roku. Poprzedni raz w lipcu b.r., a jeszcze wcześniej w styczniu 2008 r.
Rok temu wykorzystanie mocy w przemyśle było na poziomie 79,1 proc., a dwa lata temu zaledwie 75,4 proc. - skok jest więc potężny.
To teoretycznie świetna wiadomość, bo świadczy o większej efektywności wykorzystania zainwestowanych w przemyśle środków. Mniej maszyn stoi bezczynnie - pracują teraz (prawie) pełną parą. Wskaźniki wydajności i zyski przedsiębiorstw prawdopodobnie pójdą w górę. Być może dzięki temu firmy produkcyjne będą mogły nawet płacić więcej pracownikom?
Wiele wskazuje zresztą na scenariusz "podwyżkowy". Aż 23,9 proc. firm przemysłowych zgłasza problemy ze skompletowaniem załogi. Muszą sięgać głębiej do kieszeni, żeby jakoś ludzi zmotywować i uzupełnić braki kadrowe. A przy większej efektywności produkcji będą miały z czego brać na podwyżki.
Polski PKB może wzrosnąć w tym roku jednak poniżej 3 proc.
Inwestycje nie nadążają. Firmy wydają więcej na płace
Wszystko pięknie, jest tylko kilka wątpliwości. Czy przemysł będzie miał jeszcze dalej siłę, by ciągnąć gospodarkę w górę? Było nie było, to on jest w tym roku odpowiedzialny za aż 27 proc. wartości dodanej i od kilku lat jego udział w produkcie krajowym brutto rośnie. Inaczej pisząc, to głównie dzięki przemysłowi szybko się rozwijamy.
Od początku bieżącego roku produkcja przemysłowa rosła w ponad sześcioprocentowym (rok do roku) tempie - najszybciej od pięciu lat. We wrześniu jej dynamika doszła do 8,6 proc., przekraczając znacząco prognozy ekonomistów.
Jednocześnie, jak napisaliśmy wyżej, wykorzystanie mocy produkcyjnych wzrosło do rekordowych poziomów. Z zestawienia tych dwóch informacji można wysnuć wniosek, że inwestycje nie nadążają za tempem zamówień i wzrostu produkcji. Czyli maszyny pracują już niemal na pełnych mocach, a dostawienia nowych idzie wolniej niż by można się było spodziewać.
Jeśli spojrzeć na dane GUS, to widać jednak, że przemysł jest kołem zamachowym inwestycji w polskiej gospodarce. Szybciej w pierwszym półroczu rosły tylko nakłady w handlu hurtowym oraz branży informacyjnej i komunikacyjnej.
Nakłady brutto na środki trwałe w sektorze były w pierwszym półroczu większe o 5,8 proc. niż rok temu, tj. o 1,1 mld zł. W tym samym czasie produkcja sprzedana przemysłu rosła jednak o aż 9,3 proc., tj. o 49 mld zł. Czyli dużo szybciej niż przyrastały inwestycje.
Jednocześnie zatrudnienie zwiększyło się o 3,1 proc., a płace o średnio 5 proc., czyli na wynagrodzenia poszło łącznie o 8,3 proc. więcej. Jak widać, dla firm większym problemem był brak osób, które mogłyby obsłużyć maszyny, niż brak samych maszyn. Kwoty, które poszły na płace wstrzymały prawdopodobnie część inwestycji, by utrzymać zyski.
Skóry i meble na granicy możliwości. Zastój w motoryzacji
Największe wykorzystanie mocy produkcyjnych jest w produkcji wyrobów skórzanych - aż 90,4 proc. Jednocześnie inwestycje w tej branży spadły w pierwszym półroczu o 8,2 proc., a produkcja sprzedana wzrosła o 6 proc. Zamiast na inwestycje przedsiębiorstwa wydawały na pracowników, którzy najwyraźniej byli bardziej niezbędni dla zwiększenia produkcji w branży niż nowe maszyny, czy budynki. Zatrudnienie wzrosło o 8,6 proc., a wynagrodzenia poszły w górę o 4,5 proc.
Drugie największe wykorzystanie mocy produkcyjnych jest w branży produkcji odzieży. Tu najwyraźniej panuje jednak zastój. To zresztą nie dziwi, bo siła polskiego złotego spowodowała, że import ubrań z Chin stał się tańszy. Produkcja branży praktycznie się nie zmieniła, inwestycje nawet nieznacznie spadły, podobnie jak zatrudnienie. Wynagrodzenia - jedne z najniższych w kraju - najwyraźniej musiały iść w górę (czyt. rynek pracownika), więc poszły o aż 7,3 proc.
Kolejne największe wykorzystanie mocy produkcyjnych jest w branży produkcji mebli, czyli czwartego najważniejszego polskiego produktu eksportowego. Choć zawsze było wysokie, to w październiku wyrównało najwyższy poziom w historii - 88,4 proc. Przedsiębiorcy najwyraźniej spodziewają się, że dobre czasy wcale się nie skończyły i zwiększyli w tym roku inwestycje o 9,1 proc.
Interesujące jest to, co się dzieje w branży samochodowej - drugiego największego polskiego eksportera. Na wynagrodzenia firmy motoryzacyjne wydały w pierwszym półroczu o 16 proc. więcej niż rok temu, jednocześnie inwestycje spadły o 13 proc. a wykorzystanie mocy produkcyjnych wzrosło do aż 87,6 proc. Wszystko wskazuje na realizację scenariusza na przetrwanie i utrzymanie zyskowności, tj. pracownikom trzeba płacić więcej, bo taki jest rynek, ale inwestować więcej już raczej nie trzeba. Branża najwyraźniej przestaje się rozwijać i „spoczęła na laurach”.
Co innego widać w produkcji papierniczej. Tam nie ma mowy o zastoju, bo w sytuacji wzrostu wykorzystania mocy do 86,5 proc. - co jest historycznym rekordem dla branży - inwestycje wzrosły o aż 15 proc. a wydatki na wynagrodzenia o 10 proc.
Niebezpieczne tendencje
Jak podała ostatnio agencja Standard & Poor's, bezpieczeństwo gospodarki Polski zależne jest od relacji eksport / import. Jeśli nasi eksporterzy (czyli producenci) nie dadzą rady, a konsumpcja przeleje się na towary importowane (pewnie stąd wynika rządowa akcja patriotyzmu zakupowego), to mimo dobrych pozostałych danych ekonomicznych, wzrost będzie opierał się na bardzo wątpliwych podstawach i może się nagle skończyć.
Niebezpieczne jest więc to, co widać w branży, która odpowiada za 15 proc. naszego eksportu towarów, czyli motoryzacyjnej. Wysoki poziom wykorzystania mocy i malejące inwestycje źle rokują na dalszy jej rozwój.
Najważniejsze nasze produkty eksportowe, czyli maszyny i urządzenia (24 proc. eksportu), choć też osiągają wysokie poziomy wykorzystania mocy wytwórczych, to jednak 82,8 proc. nie jest historycznym rekordem - najlepszy wynik (84,7 proc.) był dokładnie dziesięć lat temu. Przy produkcji sprzedanej większej o 13 proc., inwestycje wzrosły o 4,7 proc. a wydatki na wynagrodzenia o prawie 6 proc., z tym że... zatrudnienie nieznacznie spadło.
Trzecia największa branża eksportowa - hutnictwo metali - zmniejszyła inwestycje o 10 proc., choć wykorzystanie mocy produkcyjnych wzrosło do 83,2 proc., a produkcja sprzedana o 10 proc. Ważniejsze było utrzymanie pracowników, na których wydano o 7 proc. więcej niż rok wcześniej.
Pamiętając o ostrzeżeniach S&P, widać że gospodarka oparta dotąd na przyroście konsumpcji wytraca tempo w sektorach eksportowych. Mimo że zamówienia zza granicy we wszystkich kluczowych dla naszego eksportu branżach rosną, to jednak zarazem moce produkcyjne dochodzą do wartości krytycznych, a inwestycje nie rosną w takim stopniu, jak by na to wskazywał wzrost sprzedaży.
Firmy ewidentnie skupiają się na utrzymaniu stanu zatrudnienia. Jak podano wyżej 23,9 proc. firm przemysłowych ma problemy ze skompletowaniem pełnej załogi. Najwięcej tego typu problemów mają te branże, które pracownikom płacą najmniej, w tym produkcja wyrobów skórzanych.
Jednak w pięciu kluczowych branżach eksportowych kłopoty ze znalezieniem pracowników zgłasza od 36 do 48 proc. firm. Kluczowe segmenty gospodarki zbliżają się więc do granicy możliwości.